|
Forum członków i sympatyków Stowarzyszenia Szwadron Jazdy RP oddział Lublin www.szwadronjazdyrp.fora.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kamil Dowodzi sekcją
Dołączył: 17 Lut 2006 Posty: 457 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pon 0:34, 21 Sie 2006 Temat postu: Opis obyczajów - Jędrzej Kitowicz |
|
|
O marszu chorągwi husarskich i pancernych
Chorągwie husarskie nie były zażywane do innych ekspedycji tylko na asystencją jakiemu wjazdowi pańskiemu na starostwo lub województwo albo pogrzebowi podobnemuż; dlatego pancerni husarzów nazywali żołnierzami pogrzebowymi; asystowali także pierwsi i drudzy koronacjom obrazów cudownych.
Kiedy na taką wyprawę ruszała się chorągiew husarska, prowadziła za sobą wielką moc wozów czterokonnych i parokonnych, ludzi przy tym trzy razy tyle, ile komplet chorągwi zabierał, a to z tej przyczyny: najprzód szły wozy naładowane zbrojami, których w ciągnieniu ani towarzysze, ani szeregowi nie zażywali, aż na samym miejscu; raz dla lekszego siedzenia na koniu, druga dla deszczu, po którym potrzebowały chędożenia i polerowania, a zatem się darty. Po wozach zbrojowych następowały wozy z bagażami jmci pana namiestnika i towarzystwa przy chorągwi się znajdującego, z sukniami od podróżnych paradniejszymi, z rzędami, kulbakami w srebro oprawnymi, z pościelami, pawilonami, makatami, kobiercami, namiotami, treptuchami, to jest żłobami płóciennymi, na kołkach rozpinanymi, w którym koniom, gdy w polu trzeba stać było, obroki dawano; z dekami, dywdykami, derami, z rondlami, misami, półmiskami, talerzami cynowymi, kociołkami miedzianymi, z wędzonkami, szynkami, kiełbasami, schabami, legominami, mięsiwami, chlebami i obrokami, zgoła ze wszystkimi potrzebami, do żywności ludzi i koni należącymi. Jeżeli chorągwi komplet był koni pięćdziesiąt, to z woźnicami, masztalerzami i inną czeladzią służącą możno ją było rachować na trzysta głów, a koni na pięćset. Trzeba było bardzo obszernej wsi, ażeby się w niej cała pomieściła. Najczęściej się rozkładała na trzy części: na towarzystwo z potrzebniejszymi wozami, na szeregowych z takimiż wozami i na resztę taboru, w drodze mniej potrzebnego.
Nim się chorągiew ruszyła, poprzedzały ją zazwyczaj trzy ordynanse: za pierwszym namiestnik rozpisował listy do towarzystwa, aby się do chorągwi ściągali, co czynił w dwojakim przypadku: raz, kiedy był ordynans do wszystkich towarzystwa, nie uwalniający żadnego od asystowania aktowi nakazanemu; drugi raz, kiedy nie było żadnego towarzysza przy chorągwi, aby dla jej honoru mógł przynajmniej kilku ściągnąć; ordynans za ordynansem najprędzej wychodził we dwie niedzieli jeden po drugim. Więc towarzystwo, uwiadomione od namiestnika, każdy podług odległości swojej zabierał się ku chorągwi, jedni przybywając na samo miejsce stacji, drudzy łącząc się z nią w marszu, trzeci dopiero tam, dokąd chorągiew była ściągniona.
Dniem przed ruszeniem chorągwi poprzedzał jeden towarzysz z młodszego końca z dwiema szeregowymi i kilką luźnymi wszystkie stacje, które chorągiew przechodzić miała, dla obmyślenia kwater i przysposobienia wcześnego furażów i prowiantów, co się wojskowym trybem nazywało szachownicą, podobieństwem wziętym od tablicy, na której grają w szachy lub warcaby; przystosowanym do rozmaitego koloru sukien, które się na tej garstce ludzi znajdował.
Po wyprawionej szachownicy nazajutrz ruszała się chorągiew tym porządkiem uszykowana: najprzód jachało dwóch trębaczów, potrębując tędy owędy marsz; za trębaczami następował dobosz, bijący pałkami w dwa kotły miedziane, z obu stron konia gna przedniej kuli u kulbaki zawieszone; w odległości kilku kroków sadził się na dziarskim koniu namiestnik, mając goły pałasz w ręku, w pół człeka trzymany; za namiestnikiem maszerowało towarzystwo parami, trzymające pałasze na ramionach; któremu brakło pary, jechał trzeci między dwiema w ostatnim rzędzie. Za towarzystwem szła chorągiew, piastowana od starszego z regestru towarzysza, za chorągwią maszerowali szeregowi, trzymający przed sobą karabiny kolbą o kulbakę oparte, na ukoś na głowie końskiej pochylone. Za szeregowymi szły konie powodne, za końmi wierszchowymi ciągnęły się karety, kolaski i wozy taborowe. Kiedy chorągiew szła bez prezentowania broni, to pan namiestnik trzymał nadziak, czyli obuch, w ręku. Towarzystwo i szeregowi mieli ręce próżne, karabiny zaś u szeregowych wisiały w tokach przy kulbace, rurami w tył obrócone, po prawym boku.
Wyprowadziwszy chorągiew w pole o jedno lub drugie staje, namiestnik i towarzystwo przesiadali się do kolasek i karabonów; jeden tylko młodszy z regestru zostawał na koniu do prowadzenia chorągwi. Tym sposobem pochód był ciągniony aż do miejsca, chyba jeżeli przyszło chorągwi przechodzić przez jakie miasto, w którym stała jaka komenda cudzoziemskiego autoramentu lub polskiego, to znowu towarzystwo wsiadało na koń i czyniło paradę broni, co się po wojskowemu nazywało: maszerować ostro. Należy i to przydać do wiadomości Czytelnika, iż chorągiew przy dobytej broni bywała rozwinięta, a kiedy maszerowano bez broni, to w pokrowcu, aby się nie szarzała.
Było co widzieć w popisie swoim chorągiew polską usarską lub pancerną, ale najbardziej usarską. Nic nad to nie przydam, gdy powiem, że żaden monarcha w świecie nie miał nic tak okazałego, jak chorągiew polska usarska. Koń pod komenderującym (na sam akt bowiem zjeżdżał zawsze porucznik i chorąży) wart był najmniej sto, a czasem i dwieście czerwonych złotych. Rząd na koniu turecki suty, srebrny, pozłocisty, kamieniami nasadzany, kulbaka takaż; przy prawym uchu konia buńczuk z gałką pozłacaną, kameryzowaną zawieszony (jest to ogon koński biały - moda tureckich baszów); nad czołem konia kita z strusich piór albo z szklannego włosia rozmaitego koloru misternie zrobionych, z egretką, czyli naczelnikiem, diamentami i kamieniami drogimi wysadzaną, srebrno-pozłocistą, do rzędu przypiętą. Wierszchnią część głowy końskiej i całą szyję okrywał czepiec albo siatka srebrna lub złota, z kutasami takimiż, gęsto z obu stron szyi u dołu wiszącymi, z tyłu dywdyk turecki złotem tkany, jedwabny, z frandzlą sutą srebrną lub złotą, całego z zadu konia okrywający, aż do pętlin zadnich nóg długi, albo zamiast tureckiego dywdyka dek takiegoż kroju aksamitny, srebrem lub złotem suto haftowany, paradniejszy od pierwszego i kosztowniejszy.
W czym taki u niektórych panował zbytek, że się tak kosztownemu fantowi szargać po błocie dopuszczali; acz tak uflagany aparat bardziej szpecił, jak przyozdabiał paradę sadzając tuż przy bukiecie, złotem wyhaftowanym, flores nieprzyjemny oczom, z rynsztoka. Na komendancie zbroja stalowa, biało-na kształt srebra-polerowana, z ciągłej blachy, z brzegami pozłocistymi, całego jeźdźca z tyłu i z przodu aż do pasa okrywająca. (NB. Niektórzy oficjerowie mieli zbroją z kawałków w karpiową łuszczkę zrobioną. Czasem dla większego przepychu te łuszczki były złotymi szpiglami, czyli goździkami głowiastymi, spinane; taka zbroja była wygodniejsza, ponieważ mogła się zginać, czego blacha nie miała.) Ręce podobnież zbroją okryte, która nawet z wierszchu na palce się na kształt rękawiczki spuszczała, spodem zostawując gołą dłoń i palce, do ujęcia i utrzymania broni sposobne; w ręce prawej buzdygan srebrny lub blachmalowy, lub marcypanowy, kamieniami sadzony. Na plecach wisiała skóra lampartowa, adamaszkiem lub atłasem pąsowym podszyta, przez lewe ramię pod prawą pachę wydana, klamrą pozłocistą kameryzowaną na piersiach za dwie nogi tegoż zwierza spięta; u niektórych komendantów zastępował miejsce klamry jeden duży, kosztowny, świecący kamień. Na głowie szyszak, wysokimi piórami strusimi, w grzebienia koguciego formę uszykowanymi, natkany, których końce zginały się aż nad czoło jeźdźca; szyja obojczykiem żelaźnym, policzki twarzy takimiż blachami i broda opatrzone więcej na widok nie wystawiały gołego ciała, jak tylko jeden nos, oczy i same wargi, miąższym wąsem okryte; a jeszcze u niektórych bywała żelazna blacha wąska i obdłużna, prosto przed nosem i w miarę jego do szyszaka jednym końcem przyszrubowana.
Od pasa do nóg już nie używano zbroi; szarawary, to jest portki wielkie, przestronne i fałdziste, na wierszch botów zawdziane, okrywały jeźdźca od pasa aż do kostek nóg; te szarawary bywały z sukna: u towarzystwa przedniego francuskiego, u szeregowych z ordynaryjnego krajowego, paklak zwanego. Kolor sukien i szarawarów, nim nastały mundury, był według gustu każdego rozmaity. Po wymyślonych mundurach przez księcia Michała Radziwiłła, hetmana wielkiego litewskiego, dla chorągwi pancernych: żupan, wierszch czapki i szarawary karmazynowe, kontusz granatowy, dla usarskich: żupan, wierszch czapki i szarawary granatowe, kontusz karmazynowy. Kontusze nosili sami towarzystwo; szeregowi zamiast kontuszów mieli katanki nad kolano krótkie, z zawijanymi rękawami i wyłogami na guziki, w sposób niemieckiej sukni zapinanymi; guziki mosiężne, pobielane; wyłogi u rękawów i na piersiach tudzież kołnierz wywracany na wierszch takiego koloru jak żupan. Na ramionach katanek były wąskie paski z takiegoż sukna jak żupan, jednym końcem do żupana przyszyte, drugim na guzik zapinane, którymi paskami przypinali flintpas i ładownicę, aby w obrotach i rozmaitych ruszeniach z ramienia nie spadały. Tych pasków nie mieli towarzystwo z początku, ale z czasem wnieśli sznurki na ich miejsce srebrne lub złote, dalej zaś szerokie taśmy galonowe z frandzlami sutymi. Kontuszów i katanek nie używano, tylko wtenczas, kiedy byli bez zbroi; gdy zaś brali zbroją, już nie brali kontuszów ani katanek, tylko żupany i szarawary.
Towarzystwo usarskie i pancerne, oprócz szabli przy boku i pistoletów w olstrach przy kulbace, do potrzeby i parady używali dzid, przy których były małe chorągiewki kitajkowe, u usarzów dłuższe, u pancernych krótsze; kolory tych chorągiewek najczęściej bywały czerwony z białym, acz pod niektórymi chorągwiami używano takich jak mundur. Nazwisko takim dzidam z chorągiewkami dawano: usarskim-kopia, pancernym-proporzec, lekkim-znaczek.
Jak oficjerowie przesadzali się na dzielne konie i siądzenia, tak i towarzystwo, z tą tylko różnicą, iż towarzysz nie miał buńczuka ani zbroi odmiennej od drugich, ani dywdyka, czyli czapraka, na koniu inakszego, ale kolorem i fasonem musieli się wszyscy stosować do równości, chociaż w gatunku materii i roboty jedni się nad drugich przesadzali.
Szeregowi usarscy zamiast lampartów używali wilczej skóry, takim sposobem na zbroi zawieszonej jak lamparty towarzyskie. Zamiast strusich piór szeregowi usarscy mieli z tyłu do zbroi przyśrubowane drewno od pasa nad wierszch głowy wysokie, nad tęż głowę zakrzywione, piórami długimi od końca do końca rzędem natchnięte, rozmaitymi kolorami wraz z piórami malowane, gałęź laurową lub palmową naśladujące, co czyniło dziwnie piękny widok, lecz takiego lauru nie wszystkie chorągwie używały. Pod innymi chorągwiami szeregowi na szyszakach mieli tylko kity z piór, pospolicie gęsich, farbowanych, albo też gałkę mosiężną okrągłą, na pręcie żelaznym grubym, na trzy cale długim, osadzoną. Czapraki u szeregowych były długie do kolan konia i okrywały cały tył jego, wszystkie były jednakowego kroju, koloru i gatunku, sukna ordynaryjnego, akomodowanego kolorem do munduru szeregowych, który mundur u wszystkich chorągwi usarskich i pancernych z dawna dawien dawany był szeregowym, choć jeszcze go towarzystwo nie nosiło.
Pancerne chorągwie w powadze i szacunku w narodzie nie ustępowały znakom usarskim; tak się do nich dobijano jak i do usarskich; jedne obyczaje, jeden regulament trybu żołnierskiego, jeden rygor albo raczej jeden nie-rygor u obydwóch znaków; przeto, co się pisało względem konsystencji, marszu i parady chorągwi usarskiej, to wszystko służy pancernym. Czym się różnili pancerni od usarskich, to opiszę:
Pancerni zamiast zbroi zażywali pancerzów. Był to kaftan żelazny, w pół człeka długi, z rękawami po łokieć długimi, robiony z kółek maleńkich, płaskich, okrągłych albo też z podługowatych ogniwków, jedne za drugie zakładanych, z rozporem małym na piersiach, na haftki zapinanym, do obłóczenia i zdejmowania pancerza służącym; po ręku szły karwasze żelazne, od łokcia do pięści długie, na glanc polerowane, pół piszczeli obejmujące, rzemiennymi paskami na rękę zapinane; sama pięść ręki nie uzbrojona żelazem, tylko rękawicą grubą łosią okryta. Od pasa do nóg szarawary tak jak u usarzów. Na głowie misiurka, to jest na samym wierszchu głowy okrągła blacha żelazna, z gałką mosiężną lub srebrną pozłacaną-według osoby; o tej blachy był przyrobiony kawał pancerza, który otaczał niższe części głowy, czoło i kark tudzież policzki twarzy, nie zasłaniając oczów, nosa, ust, brody i szyi.
Lampartów ani wilków nie zażywały chorągwie pancerne; oficjerowie znaków pancernych zamiast gałki na misiurce zażywali kitów z piór farbowanych albo z włosia szklannego, w tulejce kameryzowanej osadzonego. W koniach, siądzeniach, rzędach, buńczukach, dywdykach bynajmniej nie ustępowali pancerni usarskim; zgoła we wszystkim aparacie wojennym jedni się nad drugich podług fortuny przesadzali; a gdy oficjer pancerny włożył na lewą rękę tarczą perłami lub drogimi kamieniami sadzoną, przypiął do boku lewego z strzałami rozmaicie pofarbowanymi sajdak, podobnież jak tarcza perłami i kamieniem ozdobiony, to jeszcze przesadzał usarskiego; acz tego rynsztunku za czasów Augusta III już mało co zażywali. Nosili go jako znaki starożytne sławnych zwycięstw przodków swoich nad Turkami i Tatarami. Towarzystwo także pancerne niekiedy i nie wszyscy używali na podjazdach przeciw hajdamakom strzał, lubo już broń ognista dawno w Polszcze zażywaną była. Dlatego używali strzał, iż najprzód strzała cicho raziła albo i na śmierć zabijała hajdamakę, bez wydania rażącego, w jakim dole lub chwaście ukrytego; po wtóre, iż w owe czasy trwała opinia między wojskowymi, że jest sekret albo czary od ołowiu i że ten sekret czy czary hajdamacy posiadają, nie mogąc być kulą ołowianą ranionymi; a nie masz sekretu żadnego przeciw żelazu, z jakiego kruszcu był grot u strzały. Słyszałem od wielu towarzystwa, bywalców w potyczkach z hajdamakami, że ci wystrzelone do siebie kule zmiatają z sukien jak pigułki śniegowe, że je wyjmują zza pazuchy, że je w ręce łapią i na urągowisko naszym odrzucają; dodawali ci opowiadacze, iż aby się kule ołowiane jęły hajdamaków, trzeba było lać je na pszenicę święconą albo też mieć je żelazne, srebrne lub złote. Tak tedy wierzącym wojskowym potrzebne były strzały, choć już po wynalezieniu strzelby. Trzecia, ale najprawdziwsza była przyczyna używania długiego strzał, a nie tak strzał, jak sajdaków, iż w owe czasy nie było jeszcze dla towarzystwa mundurów; więc towarzysz, chcący się dystyngwować od obywatela prostego na kompaniach i zjazdach publicznych, przypasował do boku sajdak, bo szabla, jako wszystkim powszechna, oznaczała tylko szlachcica, ale nie towarzysza; zbroi też lub pancerza używać prócz służby żołnierskiej nie należało i niewygodno było. Szeregowi pancerni mieli takież pancerze jak towarzystwo, acz nie tak ozdobne.
Postać chorągwi w pancerze ubranej, w szyku stojącej, z daleka patrzącemu wydawała podobieństwo deszczu rzęsistego, co czyniły owe punkta próżne między kółkami i ogniwkami, cień między blask samych kółek i ogniwków polerowanych rzucające, oku z daleka krople grubego deszczu reprezentujące.
W pół panowania Augusta III chorągwie pancerne zatrzymały tylko imię swoje, to jest imię pancernych. Pancerze zaś pozarzucali i na końcu panowania Augusta III nie było więcej chorągwi zażywających pancerzów, jak cztery w Koronie. Miejsce pancerzów wzięły blachy żelazne tylko na piersiach jeźdźca, szyszak na głowie zamiast misiurki i karwasze na ręku. Ta odmiana stała się dlatego, że pancerze bardzo wiele kosztowały, że się prędko darły, częstego chędożenia potrzebujące, że od kuli z muszkieta były przenikliwsze niż blacha żelazna, po której, gładko wypolerowanej, prędko się zemknęła.
Między strojami do ozdoby należącymi niepoślednie miejsce trzymała burka; krój tego odzienia naśladuje kapę kościelną, cokolwiek krótszą, materia z wełny koziej lub wielbłądziej sposobem pliśni siodlarskiej robiona, z wierszchu kosmata, z spodu gładka, koloru trojakiego: siwa, biała i czarna. Fabryki krymskiej burka była najprzedniejsza i kosztowała najprzedniejsza do 40 czerwonych złotych bez podszewki; użytą do jakiego aktu wspaniałego, pospolicie czarną, podszywano przednim atłasem błękitnym lub pąsowym, lub karmazynowym, sznurkiem złotym suto szamerowanym, czyli raczej w rozmaite pręgi po atłasie ciągnionym. Takową burkę komenderujący zawieszał na plecy, sznurem długim i grubym złotym pod szyję przestrono zawiązaną, z dwiema kutasami miąższymi na piersi spadającymi; prawa poła burki była na plecy nieco zarzucona, atłasem na wierszch wywrócona, co na szklącym się pancerzu lub zbroi, od atłasu odbitym, dziwnie piękny czyniło widok. A lubo wielu z towarzystwa znajdowało się tak majętnych, iżby im o podobną burkę nietrudno było, dla różnicy jednak oficjerów żaden towarzysz nie zażywał jej do parady. Usarscy także oficjerowie burek nie zażywali, mając na tym miejscu lamparty wyżej opisane. Burki mniej kosztowne krymskie lub jeszcze podlejsze kuligowskie od wszystkich wojskowych byty zażywane autoramentu polskiego, ale tylko w ciągnieniu i obozowaniu, jako lżejsze od futer, trwalsze od nich na słotę i lepiej od fali broniące niż płaszcz cienki. Jeżeli zaś trzeba było nocować w polu, co się czasem trafiało uganiającym się komendom za hajdamakami, służyła żołnierzowi, rozpięta' na kijach, za pół namiotu.
(pobrano z [link widoczny dla zalogowanych] ) napisał "Staszek"
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kamil Dowodzi sekcją
Dołączył: 17 Lut 2006 Posty: 457 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pon 0:35, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
O powadze towarzystwa usarskiego i pancernego
Każdy towarzysz tych znaków tytułował się równym swemu rotmistrzowi; stąd poszło nazwisko towarzysz, czyli kolega. Nie mówił, że służy pod królem JMcią albo pod panem hetmanem, lub pod panem wojewodą, lecz z królem JMcią, z panem hetmanem, z panem wojewodą. Towarzysz miał wyższą rangę niż którykolwiek oficjer autoramentu cudzoziemskiego, nawet sam generał. Towarzysz nie mógł pójść pod komendę generała, a przeciwnie, generał z całym regimentem swoim mógł pójść pod komendę towarzysza. Lecz to tylko zachowane było w mniemaniu, ale nie w skutku; albowiem każdy generał, biorąc regiment, starał się zaraz mieć chorągiew usarską lub pancerną, żeby tym sposobem stał się wyższym od towarzysza i nie szedł pod jego komendę. Acz i to druga prawda, że sami generałowie nigdy swymi regimentami nie komenderowali, tylko ich pułkownicy, obersztelejtnanci lub majorowie. Generał każdy był pan wielki, senator albo urzędnik koronny, który się wojskową służbą nie zatrudniał, mając dosyć na honorze i pensji.
Ze wszystkich generałów, którycheśmy widzieli za czasów Augusta III, jeden Skórzewski był generałem dragonii, nie mający żadnego urzędu obywatelskiego, zatrudniający się służbą wojskową, swojej randze należącą. Ten także, jak inni wszyscy, miał chorągiew pancerną. Jeżeli który regiment cały był komenderowany do jakiej wyprawy wraz z chorągwiami usarskimi i pancernymi, w takowym razie na komendanta generalnego dobierano porucznika, pułkownikiem zwanego, od jakiego znaku pancernego lub usarskiego, aby tym sposobem sztaboficjerowie regimentowi nie mieli sobie za poniżenie pójść pod jego komendę.
Polacy przez małe panowanie Augusta III nie mieli żadnej innej wojny, tylko z hajdamakami, którzy wypadając z Siczy, do Moskwy należącej, na Ukrainę polską i często zabiegając aż na Podole, szlachtę, Żydów i chłopów bogatych tamtejszych rabowali. Przeciw którym rabusiom wyprawiali hetmani koronni co rok dywizje od różnych regimentów pieszych i konnych, chorągwie polskie, pancerne i lekkie, to jest przedniej straży. Nad takim korpusem czynili generalnym komendantem jakiego porucznika pancernego, dawszy mu tytuł regimentarza; więc już taką godnością przyodzianemu komendantowi wszyscy oficjerowie obojga autoramentów, znajdujący się w obozie, posłusznymi byli. Ten zaś, kiedy z swego korpusu wyprawiał jaką partią na podjazd, z towarzystwa i regimentowych składaną, nie komenderował wyższych oficjerów jak kapitanów, a komendę nad całym podjazdem oddawał namiestnikowi lub towarzyszowi z chorągwi najstarszej najstarszemu, albo też dzielił władzą, każdemu nad swojego gatunku żołnierstwem równą, tak iż jeden drugiemu nie mógł rozkazywać, ale tylko znosić się jeden z drugim podług potrzeby.
Towarzysz w każdej kompanii publicznej był konsyderowany jak osoba dystyngwowana, mieścił się między pierwszymi osobami tak cywilnymi, jako też wojskowymi; nawet oficjerom swoim, pułkownikom, rotmistrzom (wyjąwszy służbę żołnierską), miejsca nie ustępował, chyba przez grzeczność i interes, mając się każdemu dystyngwowanemu za równego. Na pokoje królewskie, na opery, na bale, kiedy był zakaz puszczać mniejszej konsyderacji ludzi, towarzysza zawsze puszczono, skoro za takiego był uznany. A że długi czas sascy żołnierze, drabantami i karwanierami zwani, trzymali wartę przy królu na sali i przy operami, którzy - mniej znający się na godnościach obywatelskich, tym bardziej towarzyskich - wybór do puszczania osób miarkowali po sukniach: kto się dobrze ustroił i był personat, tego wpuścili, chociaż był plebejusz, z gminu prostego człowiek; kto zaś nikczemny na osobie albo nie nadto jasno ubrany, tego zatrzymano przed pokojami lub cisnącego się gwałtem w nadzieję rangi swojej tego kolbami odparto. Takowe trafunki, częstokroć towarzystwu, a czasem i samym oficjerom polskiego autoramentu zdarzone, dały okazją do przyjęcia mundurów, które dotąd nosić towarzystwo polskie za sromotę i jakąś nierówność miało. Skoro hetman litewski Radziwiłł wymyślił mundury, obaczywszy koronne wojsko, iż ta sukienka żołnierska więcej ma szacunku u Sasów niż najbogatsza obywatelska, co tchu się wzięli wszyscy do mundurów, tę różnicę zostawiwszy sobie, że nie mieli pętelki z guzikiem na ramieniu; litewscy zaś nosili na lewym ramieniu: usarze złotą pętelkę sznurkową z guzikiem złotym, petyhorcy srebrną pętelkę z guzikiem takimże, z czego ich korończykowie przez szyderstwo nazwali "pętelkami". A tak wstydząc się Litwini tego przydomku sobie nadanego, podobieństwo do pewnej rzeczy białogłowskiej mającego, w lat kilka i oni pętelki poodrzucali.
Mundury tedy stały się równe u koronnych i litewskich i były zaszczytem u obojga narodów, dystyngwującym żołnierza od obywatela. Tak sobie poradzili towarzystwo, czyli raczej hetman wielki litewski poradził towarzystwu, żeby cześć swoją odbierało.
Nie dostawało jeszcze znaku dla oficjerów autoramentu polskiego, po których byliby poznawani i jako tacy czczeni. Kiedy albowiem oficjer autoramentu cudzoziemskiego przechodził wedle szyldwacha stojącego na warcie, szyldwach spojrzawszy na jego szpadę przy boku i ujrzawszy przy gifesie wiszący temblak jedwabny, srebrem przerabiany, z kutasem takimże (który znak po francusku nazywał się pour tepe, po niemiecku feldceich, a ja po polsku chrzcę go namiecznikiem albo oręźcem), natychmiast poznał przechodzącego być oficjerem i prezentował przed nim broń, czyli jak wtenczas mówiono, skwerował, to jest brał z ramienia lub od nogi karabin i trzymał przed sobą wpół chłopa, poki oficjer nie przeszedł. Gdy zaś przechodził oficjer, choćby największy, autoramentu polskiego, nie skwerował przed nim szyldwach, nie widzący przy jego szabli znaku pomienionego oficjerskiego, prócz którego nie był inny żaden pewny, bo towarzysz prosty, kiedy był majętny, tak suty od galonów i innych szamerunków złotych lub srebrnych podług mody krajowej zawalił na siebie mundur jak jego porucznik albo pułkownik. Za czym nie chcąc być upośledzeni w tej czci oficjerowie autoramentu polskiego, przejęli od oficjerów cudzoziemskich feldceichy, czyli namieczniki, a na ostatku przejęli i szarfy, którymi się bądź w służbie, bądź nie w służbie, byle w znacznej kompanii, opasywali, sadząc się na jak bogatsze i kapiące srebrem, żeby ich, znakami oficjerskimi zewsząd ozdobionych, lepiej szanowano.
Zdaje mi się, żem już wszystko opisał, com widział i wiedział o znakach poważnych, usarskich i pancernych w Koronie; należy mi oddzielić to dla Litwy, czym się jej znaki usarskie od usarskich koronnych różniły. Ta zaś różnica na małej zawisła rzeczy: koronni usarze na plecach nosili skórę lamparta, jako się w swoim miejscu napisało, litewscy usarze nie nosili lampartów, tylko do lewego boku, siedząc na koniu, przypasowali wielkie skrzydło z strusich piór robione, zasłaniające cały bok konia i nogę jeźdźca od pasa aż do kostek, co dotychczas w herbie litewskim na pieniądzach i pieczęciach publicznych lepiej niż w opisaniu rozeznać możno. Sadzili się zaś tak na ozdobę pomienionego skrzydła, jak koronni na ozdobę lamparta. Petyhorscy litewscy nie mieli żadnej odmiany od pancernych koronnych. I to także do powagi należy, iż towarzysz nie mógł być karany żadną karą cielesną, tylko aresztem i ujmą lafy, a za ciężkie wykroczenie odsądzeniem od regestru i wytrąbieniem z wojska. Ta ostatnia kara kogo potkała, wyrażała się tym terminem: stanęła na nim trąba. Areszt był dwojaki: wolny i niewolny; wolny areszt, kiedy mógł wychodzić z stancji, ale bez broni; niewolny, kiedy musiał siedzieć w niej, nie wychodząc za próg i wtenczas był pod wartą [brak końca zdania]
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kamil Dowodzi sekcją
Dołączył: 17 Lut 2006 Posty: 457 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pon 0:35, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
O znakach lekkich
Lekkimi znakami, czyli chorągwiami, nazywali jazdę polskiego autoramentu, nie używającą żadnej zbroi ani pancerza. Składała się ta jazda, tak jak usarska i pancerna, z towarzystwa i pocztowych. Broń towarzysza była: szabla, pistolety i dzida z małą kitajkową chorągiewką; ubiór: kontusz, żupan, pas, a na tym szarawary, na głowie czapka z barankiem siwym albo czarnym. Broń pocztowego: karabin, pistolety i szabla; ubiór: katanka do kolan krótka, żupan, pas, szarawary, na głowie czapka z baranem czarnym, dwa razy tak wysokim jak u towarzysza; oprócz którego odzienia, przestronnym krojem robionego, od słoty i zimna pocztowy miał płaszcz, towarzysz zaś jeden płaszcz, drugi opończą, inny burkę, jak się któremu podobało i na co którego stać mogło; długi albowiem czas i lekkich znaków towarzystwo nie używało mundurów, wyjąwszy pocztów, których już zaznałem w mundurach. Prędzej atoli daleko lekkie towarzystwo wzięli mundury - niżeli usarscy i pancerni. Kolor mundurów lekkich znaków był niemal jeden w Koronie i Litwie: żupan siarkowy, kontusz albo katanka błękitne z wyłogami żupanowymi.
Różniły się chorągwie jasnością lub ciemnością większą lub mniejszą, jedne od drugich, pomienionych kolorów. A nawet pod jedną chorągwią bywała pstrokacizna, albowiem iż takowe kolory z natury swojej prędko pełzną, przy tym nie będąc mundury z jednego postawu krajane, ale każdy towarzysz, sprawując sobie i pocztowemu swemu mundur podług upodobania i potrzeby, tyle się różnił jeden od drugiego, ile na jednym nowszy, na drugim wytarłszy znajdował się mundur.
Pod te znaki nie dobierano na towarzystwo koniecznie samej szlachty; wolno tu było być towarzyszem i nieszlachcicowi, i Tatarowi; dlatego też wielu tu bardzo służyło Tatarów. Wielu jednak znajdowało się i szlachty chudych pachołków, których fortuna pod znakami usarskimi i pancernymi pomieścić nie raczyła, a którzy mając gust być żołnierzami, nie lubili jednak zostawać pod rygorem cudzoziemskiego autoramentu, w regimentach zachowanym. Nie zważano także na urodę; mógł pod tymi znakami służeć i stać w szyku garbaty i jednooki.
Płaca rocznie na towarzysza i szeregowego tudzież dwa konie była sześćset złotych, z których musiał wszelkie potrzeby swoje i szeregowego opatrywać. Była to płaca dosyć szczupła; w głębokim atoli pokoju, ile przy leżach nieodmiennych, w pastwiska i żywność obfitujących, dosyć wystarczająca. Byle się towarzysz skromnie obchodził i nie doznał upadku w koniach, mógł się dobrze trzymać, osobliwie, który umiał handlować końmi albo był zręczny do myślistwa. Takowy, szczując i strzelając lisy, okrył nimi grzbiet albo skórki przedając Żydom, nazbierał na suknią, zające zaś, sarny, kuropatwy i inną rozmaitą zwierzynę stołową jednę do swojej kuchni adresując, drugą sąsiadom szlachcie podarunkiem rozsyłając, wypasał konie wet za wet darowanym owsem i sianem.
Dwie atoli wady były w tym regulamencie, które wielu z towarzystwa tego ciemiężyły. Pierwsza, iż płacą odbierali razem rocznią i że każdy towarzysz wszystkich swoich potrzeb byt opatrzycielem. Namiestnik tu nie miał żadnej opieki o stole towarzyskim i pocztach, tak jak w chorągwiach poważnych, przeto który towarzysz był pijaczek albo kostera, albo się nie umiał rządzić, prędko roczną płacą stracił; skąd potem nie stać go było na potrzeby przystojne tak dla siebie, jak dla szeregowego. U takowego też pospolicie koń gałgan albo pożyczony od kogo na odbycie powinności przypadłej; pistoleciska złe, na szabli półpochew, kulbaka skrzypiąca, mundur podarty, zgoła cała figura jeźdca i konia odartusa jakiego borowego, nie żołnierza reprezentująca.
Druga wada, że pod tymi znakami towarzystwo nie należało do likwidacji ani egzakcji płacy chorągwianej. Zwykle pan rotmistrz odbywał tę funkcją i wypłacał towarzystu żołd należący. Przyjechawszy z pieniędzmi do chorągwi, dal dla towarzystwa obiad jeden i drugi, podpoił należycie, a wprowadziwszy w dobry humor, wytargował na nich, iż za fatygę podjętą w egzakcji zrzucili mu się z konia po czerwonym złotym jednym i drugim; to w karty wywabionych poogrywał; to fantem jakim, koniem, szablą, pistoletami lub jakim odzieniem podszarzanym - we troje drożej, niż był wart, w żołdzie potrąconym - tego i owego zarzucił; albo też pod pozorem nie wybranej całkowitej sumy chorągwianej po kilkadziesiąt złotych między towarzystwo rozdawszy, a sam resztę na pijatykę i zbytki straciwszy, na kredyt nigdy nie uiszczony, ale od czasu do czasu rozmaitymi sztukami łudzony, puścił. Jeżeli się chorągiew krzywdzona odważyła zapozwać rotmistrza do komisji radomskiej, śmielszych i obrotniejszych co prędzej na swoją stronę ujął, za faworem których reszcie słabszej groźbą i obietnicą gębę zatkał, niektórych sobie nienawistnych pod wyszukanymi pretekstami za niezdatnych do służby podał i z regestru wymazał.
Wszystko to uchodziło w chorągwiach lekkich, mianowicie w tych, gdzie był rotmistrz szlachcic, kreatura hetmańska, jego interesów po sejmikach i sejmach tudzież reasumpcjach trybunalskich żwawy obrońca, do korda zawołany junak. Ten talent nadgradzał i zastępował wszystkie inne wady. Bywali też pod lekkimi znakami rotmistrze i inni oficjerowie Tatarowie; pod takimi bywała pewniejsza dla towarzystwa płaca. Tatarowie albowiem, kochając się w trzeźwości i oszczędności, nie wpadają w potrzebę krzywdzenia innych żołdu i gdyby się był znalazł takowy, prędka z niego byłaby sprawiedliwość, nie mającego tych względów u zwierszchności krajowej ani mocnych przyjaciół co szlachcic.
Lekkie chorągwie dzieliły się istotnie na pułki, mając rzeczywistych pułkowników, a tymi pułkownikami w Koronie bywali sami szlachta, w Litwie Tatarowie i szlachta.
Kiedy na jaką wyprawę ściągano w obóz lekkie pułki, wtenczas pułkownik komenderował chorągwiami do swego pułku należącymi; kiedy zaś pojedynczo chorągwiów używano, ordynanse szły prosto do rotmistrza, nie zatrudniając pułkownika. Te zaś wyprawy, do których wzywano całych pułków, dwa razy się, ile pamiętam, pod panowaniem Augusta III zdarzyły; raz, kiedy Józef Potocki, hetman wielki koronny, z nieukontentowania do Sasa chciał przeciw niemu podnieść rokosz i na ten koniec ściągał wszystkie regimenta i chorągwie polskie lekkie i ciężkie, który rokosz za staraniem książęcia Jana Lipskiego, biskupa krakowskiego i kardynała, został odwrócony; drugi raz, kiedy Jan Klemens Branicki, po Potockim hetman wielki koronny, zajechał książęciu Januszowi Sanguszkowi, marszałkowi nadwornemu litewskiemu, ordynacją dubieńską i ostrogską, utrzymując ją od podziału na familie, przez wspomnionego książęcia Sanguszka w grodzie sendomirskim uczynionego.
Oprócz tych dwóch razów ruszały się czasem wojska polskie i regimenta niektóre na koła rycerskie, które hetmani, pokazując czułość swoją, czasami naznaczali. Tam ściągnione pułki, chorągwie i regimenta popisowali się z dzieł rycerskich, w owym czasie tryb wojskowy i powinną umiejętność zawierających, o których więcej uczynię wiadomości Czytelnikowi tam, gdzie będę pisał o hetmanach. Tu zaś ciągnę rzecz dalszą o lekkich znakach.
Na hajdamaków najwięcej zażywano lekkich chorągwi, ale z trudna kiedy ruszano całe chorągwie, tylko od tej i owej po trosze na przemianę, aby tak szkody lub zdobyczy każda chorągiew doznawała pod miarą. Bywało jednak, że i całe chorągwie ruszano, gdy rotmistrz, ochoczy do wojny, sam się o to starał albo kiedy nagła jaka potrzeba nie dozwalała zbierać od chorągwiów, daleko od siebie stojących, potrzebnego podjazdu. Na przykład: kiedy kazano łapać jakiego infamisa mocnego, na gardło osądzonego, który z desperacką rezolucją miał się do obrony; albo jaki zbójca zebrawszy partią najeżdżał dwory; albo Cygani w licznej kwocie obrąbali się gdzie w lesie, wychodząc z takiego legowiska na plądrowanie pobliższych wiosek, młynów i łupienie kościołów. W takich i tym podobnych przypadkach dawano ordynanse całkowitym chorągwiom pobliższym.
Prócz tych ekspedycji wojennych, nie bez szwanku żołnierstwa, czasem i znacznego, podejmowanych, chorągwie lekkie zażywane bywały do konwoju hetmanów, kiedy się na sejm do Warszawy i Grodna z ogromnym dworem prowadzili albo w innej jakiej okoliczności do króla przyjeżdżali; w takim razie jedna chorągiew porządniejsza konwojowała hetmańską karetę, samego hetmana wiozącą, towarzystwem z znaczkami, czyli dzidami, przed karetą, szeregowymi z karabinami za karetą paradującymi. Druga i trzecia chorągiew - mniej porządne - rozerwane były do innych wozów, karet, kolasek i bryk hetmańskich konwojowania.
Lekkich także chorągwi powinnością było biegać z listami hetmańskimi i regimentarskimi, dla której szczególnie potrzeby zawsze przy hetmanie znajdowała się jedna chorągiew lekka, a przy rejmentarzu komenderowanych po kilku od każdej chorągwi jego regimentarstwa. Zażywano także lekkich chorągwi czasem i do wjazdów publicznych, pogrzebów wielkich panów i koronacyj cudownych obrazów, żeby z rozmaitego gatunku żołnierstwa większa się okazałość aktu publicznego wydawała.
Na koniec rozstawiano chorągwie lekkie po kresach, gdy hetman lub regimentarz, interesowany do trybunału, chciał prędko wiedzieć, jak się udała jego reasumpcja. Zgoła nie tylko do wojskowych powinności, ale też do wszelkich innych usług hetmańskich służeć musiały lekkie chorągwie; te nazywano pospolicie przednią strażą.
Póki nie nastały mundury w chorągwiach usarskich i pancernych, żaden rotmistrz lekkiej chorągwi nie starał się być za towarzysz pod znakiem poważnym. Lecz gdy, jako się wyżej rzekło, poważne znaki przyjęły mundury, wszyscy rotmistrze lekkich znaków (wyjąwszy Tatarów) ubiegali się o regestr pod znakami usarskimi lub pancernymi, a to dlatego, że jako rotmistrz mając przy szabli pour tepe, to jest namiecznik, a wdziawszy na się mundur pancerny lub usarski, udawał człowieka poważniejszego, niż był w samej rzeczy; i gdzie nie był znany, uchodził za oficera znaku wysokiego. Toż samo uczynili porucznicy i chorążowie przedniej straży, acz nie wszyscy. Wielu bowiem z nich, obligowanymi będąc do ustawicznego znajdowania się przy chorągwiach, nie mieli sposobności zażycia munduru innego znaku, którym tylko się wtenczas krasić mogli, gdy byli extra służby; przeto którzy swoim chorągwiom ustawicznie służyli, o taką ozdobę, której zażyć nie mogli, nie starali się.
Musztry takiej zażywały chorągwie lekkie albo przedniej straży, jakiej zażywały chorągwie usarskie i pancerne; szeregowi sami należeli do tej musztry, towarzystwo nie należeli. Musztry konnej nie znano w chorągwiach lekkich, a nawet wszelkich innych autoramentu polskiego; maszerować parami i stanąć w szeregu pod linią podług regestru, nie podług wzrostu, to była cała musztra konna. Piesza zaś składała się z niektórych handgryfów: jak wziąć karabin przed się, na ramię, do nogi i tym podobnych; ale to wszystko szło rozwioźle, nieostro i nie razem. W czym się najbardziej ćwiczyli szeregowi, to w tym, aby ognia dawali razem, jak gdyby orzech zgryzł; i wiele razy trafiło się polskim chorągwiom dawać ognia po kolei z żołnierzami autoramentu cudzoziemskiego, jak to na komisjach radomskich, na kołach rycerskich, na wjazdach i pogrzebach wielkich panów, zawsze się lepiej popisali polscy niż cudzoziemscy, ale też za to w nabijaniu broni nie byli tak sprawni jak żołnierze regimentowi. Po jednym wystrzeleniu trzeba było kilka minut czasu, nim się do wydania drugi raz ognia przygotowali; której zwłoki po części przyczyną były stemple drewniane u karabinów, długi czas pod panowaniem Augusta III tak u chorągwiów polskich, jak u regimentów używane. Żelazne stemple w wojsku polskim generalnie i karabiny w każdym regimencie jednostajne nastały dopiero około roku 1759, kiedy Moskale, wojujący z królem pruskim, Fryderykiem II, wielką moc broni, tak Prusakom w różnych bitwach zabranej, jako też swojej własnej, po zginionych swoich sołdatach, w Polszcze zostawili. Niemało także dostało się Polakom broni takiej od dezertorów, a że u tej broni były stemple żelazne, więc stąd regimenty i chorągwie polskie wzięli okazją i sposobność do stemplów żelaznych.
U pistoletów jednak nie mieli Polacy stemplów żelaznych, tylko drewniane, i to tylko dla proporcji: do nabijania których mieli stemple dłuższe od pistoletów, pobojczykami zwane, do ładownicy na obdłużnej taśmie jedwabnej albo rzemieniu przywiązane, czasem wiszące, czasem za pas z tyłu zatchnięte. Takie pobojczyki bywały u niektórych żelazne, u niektórych trzcinowe, w miarę kalibru pistoletowego grube. Towarzystwo majętniejsi u wszystkich polskich chorągwi, lekkich i poważnych, pobojczyki swoje oprawiali skuwkami srebrnymi i gałkami takimiż z drugiego końca od ładownicy wiszącego, z kołkiem takimże. Niemniej także sadzili się na ładownice sute, które były dwoiste: jedna zwała się blachmalowa, ta była z czarnej lub czerwonej skóry, po wierszchu srebrem lub złotem w kwiaty haftowanej, na boku od pola blachą srebrną szmelcowaną obita; a czasem w tej blasze były sadzone kamienie turecką modą, czerwone, zielone i błękitne. U takiej ładownicy szła taśma na dwa alce szeroka, szmuklerską robotą srebrem lub złotem przerabiana, jedwabna. Druga była z łosiej skóry, mająca czasem całkowitą srebrną blachę, jasno polerowaną, w różne figury przyozdobioną; czasem zamiast blachy szła obwódka srebrna, w środku obwódki krzyż kawalerski z herbem towarzysza; zamiast taśmy był pasek z takiejże łosiej skóry jak i ładownica, na którego przedzie była przybita gwiazda srebrna, czyli-róża, mająca w sobie mały werblik i kółko, od którego kółka wisiały dwie małe przetyczki, jak iglice na łańcuszkach; spodem różyczki na odległość dłoni była druga sztuka gładka albo fugowana, w miarę paska szeroka, na pół ćwierci długa, w załomki zakończona, dwie rurki okrągłe przez blachę wzdłuż idące mająca, w które rurki wtykano iglice. Te iglice, czyli przetyczki, nie służyły do przetykania zapałów, ponieważ były przygrubsze, ale tylko służyły do ozdoby ładownicy. W tyle ten pasek zapinał się na sprzączkę szeroką i grubą, jednym fasonem z przednią sztuką wyrobioną; u końca paska, wychodzącego spod przączki, był wypustek suty, w kształcie wprzód opisanym sztukom równy; wszystkie zaś sztuki byty z srebra.
Ładownice takowe srebrne czy blachmalowe najwięcej były używane w czasie bezpiecznym; i już to był towarzysz albo zbyt ostry surowości żołnierskiej obserwant, albo w takim stopniu skąpy, albo zbytnie ubogi, który nie miał ładownicy sutej albo przynajmniej jako tako w sreberko oprawnej.
Podczas podjazdów na hajdamaki wystrzegali się towarzysze brać na się ładownic bogatych. Jeżeli bowiem potyczka nieszczęśliwie padła i uciekać przyszło, hajdamak blaskiem ładownicy zapalony póty dojeżdżał towarzysza, ubranego w blachmal lub srebro, póki go nie dogonił i nie skłuł, pomijając i opuszczając innych, błyskotki na sobie nie mających. Jedna rączość konia, przechodząca hajdamackiego, mogła towarzysza unieść od zawziętości hajdamaki, albo też chcąc się pozbyć doganiacza, trzeba było zerwać z siebie ładownicę i porzucić. Towarzystwo nosiło ładownice na prawym boku, szeregowi ładownicę na lewym, flintpasy od karabinów na prawym.
Towarzystwo, wojując z hajdamakami, używali także małych karabinków albo sztućców, zawieszając je z lewego ramienia na prawy bok jak i szeregowi, nie przekładając ładownicy na drugi bok, ale na jednym mając ładownicę i sztuciec, a to dla różnicy od pocztowych. Kiedy zażywali karabinków albo sztućców, wtenczas nie zażywali dzidów, albowiem karabin straszniejszy był hajdamakom niż dzida, którą to hultajstwo dziwnie zręcznie i daleko lepiej od Polaków szermować umiało. Jeden hajdamak, wpadłszy między polskich, mógł czterdziestu w momencie rozpędzić, każdemu zadawszy ranę albo śmierć. Dzidy, po rusku spisy zwane, hajdamacy mieli krótkie, nad cztery łokcie nie dłuższe, grotem ostrym żelaznym z obu końców opatrzone; ta spisa i samopał były całym hajdamaki uzbrojeniem, kulbaka na koniu, lęczek goły i wojłoczek, strzemiona drewniane, uzdeczka cieniuchna rzemienna albo parciana. Koń szybki i zwrotny jak wiatr na wszystkie strony; sam jeździec podobnież lekki; ubiór jego: koszula gruba, czarna, łojem kozłowym od gadu wysmarowana, szarawary płócienne, na nogach boty lekkie albo kurpie, na koszuli kontusz kusy do kolan, z cielęcej skórki z szerścią wyprawnej, nie przypasany pasem, ale na wierszch zawdziany, rękawy z wylotami dużymi wiszące albo na plecy założone, na głowie czapka takoż jak kontusz cielęca, w formę worka spiczastego uszyta, końcem swoim na prawe ucho zwieszona; łeb cały ogolony jak kolano, kosmek włosów długi nad czołem zostawiony, za ucho zakręcony; wąsy opuszczone, broda u niektórych ogolona, u niektórych zapuszczona.
Ci hajdamacy mieli swoje siedlisko w Siczy, kraju do Moskwy należącym, przy granicy Tatarów krymskich; a że często wspominam o tych hajdamakach, traktując o wojsku polskim, za rzecz słuszną sądzę opisać ich gniazdo tyle, ile mi się o nim dostało wiadomości, zwłaszcza gdy teraz panująca Katarzyna II, cesarzowa moskiewska, zupełnie z Siczy tych hultajów wypleniła.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kamil Dowodzi sekcją
Dołączył: 17 Lut 2006 Posty: 457 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pon 0:36, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
O deputacji do egzakcji
Wyznaczonemu do egzakcji nie godziło się prowadzić z sobą więcej ludzi, koni, jak tylko tyle, ile towarzyszowi należało, co obacz. W takowej tedy wyprawie ciągnął od wsi do wsi lub miasteczka, chorągwi jego podatek płacącego. Powinien był ujeżdżać po dwie mili na dzień i po trzech dniach takowej ciągłej podróży wypoczywać przez trzy dni w miejscu dostatniejszym; ale tego przepisu nie słuchał żaden deputat, odprawiał wszędzie trzydniówkę, gdzie mu się podobało, choć z jednej wsi do drugiej nie ujechał więcej nad pół mili. Skoro wjechał do wsi, oświadczył się dworowi lub starszemu chłopu we wsi, gdzie nie było dworu, a w miasteczku burmistrzowi. Lokował się czasem we dworze, czasem u chłopa, jak mu gdzie dano kwaterę, stosując się w tym do woli zwierszchności miejscowej, zachowując jakoby prawo skromność nakazujące. Ale w innych wygodach w cale się trzymał opodal tego prawa: kazał sobie szafować tyle owsa i siana, ile tylko jego konie na miejscu i przez drogę aż do drugiej stacji umyślonej zeźrzeć mogły, tyle kur, gęsi, kapłonów, jajec, masła, sera, chleba, mąki, kaszy, słoniny, ile dla niego z czeladzią potrzeba było i do woza okroić się mogło. Pamiętał także wszędzie, gdziekolwiek baczył dwór porządny, aby jego puzderko podróżne wódką dobrą przepalaną i baryłkę okowitką dla czeladzi w tyle] kwocie, ile wysuszył przez drogę tam, gdzie takiego trunku nie znajdował do smaku, dopełniono; z piwem się nie woził, jako trunkiem prędko wietrzejącym, na miejscu pił go, co chciał, z swoją czeladzią; i to, co napił, gromada kaczmarzowi płaciła.
Gdzie założył trzydniówkę, bawił koniecznie, choć mu zaraz pierwszego dnia podatek oddano, na który dawał kwit ręczny i nawzajem brał drugi od zwierszchności miejscowej, jako się skromnie obszedł z obywatelem i żadnej mu krzywdy nie uczynił; acz nieraz chłopek, a czasem i podstarości oberwał po grzbiecie obuchem od jmci pana deputata albo gandziarą od jego szeregowego lub ciury, gdy albo furaż dla koni nie na wybór przedni lub skąpy, albo prowiant kuchenny takiż był zniesiony. Najwięcej zaś bywało zatargi około pieniędzy; że albowiem w kraju bardzo mało znajdowało się monety srebrnej, a i ta była dużo wytarta, jako jeszcze za Jana Kazimierza bita, dlatego deputat nie chciał przyjmować podatku w złocie, dopominając się monety; w tej znowu czynił brak wielki, więc stąd często przychodziło do kłótni. Posiadacz uparty posyłał do kancelarii, tam składał podatek z manifestem przeciw deputatowi o ekstorsją. Towarzysz siedział we wsi, przewodził i dokuczał, pokąd z manifestem z kancelarii nie powrócono i pozwu mu nie położono, po odebraniu którego, zazwyczaj na wozie deputackim kładzionego, ruszał ze wsi, tego i owego na pożegnanie obuchem wyłechtawszy lub batogiem wykropiwszy.
A że się między ludźmi alternata szczęścia i nieszczęścia trafiać zwykła, bywało i to, że pan deputat z hańbą, guzami albo i ranami został ze wsi ekspediowany, z których przypadków, z pierwszej i z drugiej strony zdarzonych, rodziła się sprawa na komisją radomską z sukcesem od szalbierstwa, obrotu w prawie i mocy strony zawisłym. Kto nie lubił kłótni, ujmował deputata dobrymi sposobami, godził się z nim o cenę pieniędzy, na przykład dając szóstak bity, w którym liczyło się groszy miedzianych 12 i szelągów 2 za groszy 11 albo 12 zupełne; czerwony złoty, po 18 złotych kurs mający, za złotych 17, 16-według zgody. Pieniądze, w kancelarii złożone, deputat czasem namyśliwszy się odbierał, czasem podawał wieś na delatę, według nadziei wygrania sprawy lub przegrania.
Naładowawszy deputat furażem i żywnością skarbnik, póty nie odprawiał nigdzie trzydniówki, póki go nie wypróżnił. Lecz w każdej wsi, do której przybył po podatek, godził się na pieniądze za trzydniówkę, którą skoro mu wraz z podatkiem zapłacono, natychmiast ze wsi ustępował. I ten tylko jeden sposób był pozbycia się prędkiego tego gościa: ułatwić jak najprędzej podatek, zapłacić mu trzydniówkę albo zamiast pieniędzy próżny wóz wyładować furażem i prowiantem tudzież grzecznymi manierami i dolaniem gardła i bukładów wozowych, pod pretekstem ubogiego poddaństwa, wyprawić go do innej wsi najbliższej, królewskiej lub duchownej.
Deputat miał zysk trojaki: najprzód na pieniądzach, biorąc ich w niższej cenie, a oddając chorągwi w większej podług kursu krajowego; po wtóre na trzydniówkach, pieniędzmi opłacanych; po trzecie z pensji, na którą się chorągiew deputatowi składała z konia po taleru bitym. Czwartego zysku nie wszyscy się chwytali, a ten był, że te same szóstaki, brane po 11 lub 12 groszy, przemieniali między Żydami i kupcami w cenie zupełnej groszy 12 i szelągów 2, dając za czerwony złoty ważny obrączkowy po złotych 16 lub 17, a czasem, gdy było złoto obrzynane, to i mniej, chorągwi zaś oddając go po zupełnych złotych 18. Więc funkcja deputacka z tych wszystkich akcydensów wynosiła do trzech i czterech tysięcy, nie rachując, że przez ćwierć roku albo i dalej nic go nie kosztował wicht własny, ludzi i koni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kamil Dowodzi sekcją
Dołączył: 17 Lut 2006 Posty: 457 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pon 0:39, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
O kole rycerskim
Koło rycerskie było największym zaszczytem i reprezentacją władzy hetmańskiej oraz utrudzeniem i pracą najznakomitszą osoby, pospolicie latami obciążonej.
Koło rycerskie stąd wzięło nazwisko swoje, że regimentu i chorągwie, ściągnione do kupy, szykowały się w okrąg na placu wyznaczonym, mając w pośrodku siebie hetmana na koniu. To koło rycerskie z dwojakiego końca uważane być mogło: raz jako rewizja wojskowa, drugi raz jako konsultacja. Ile wiem, opiszę obadwa.
Hetman ordynansami swymi ściągnął do którego miejsca pewne regimentu i chorągwie; wszystkich nigdy razem nie ściągał, nie chcąc ogołacać kraju zupełnie z wojskowej usługi. Ściągnione regimentu i chorągwie leżały tydzień jeden i drugi w polu pod namiotami, robiąc tymczasem różne egzercerunki i musztry, nim hetman nadjechał; po odbytych zaś ćwiczeniach żołnierskich oficjerowie z towarzystwem poważnym zabawiali się ucztami, kielichami i kartami.
Widok tego obozu był taki jak podczas wojny, ponieważ ten zjazd był niejako polerunkiem w trybie wojennym.
Dnia jednego, podług woli swojej wyznaczonego, hetman lustrował wojsko, które wtenczas w proporcją wielkości swojej formowało ogromny cyrkuł. Hetman objeżdżał dokoła uszykowane regimentu i chorągwie, uważając albo przynajmniej udając uważającego, co było gdzie godne nagany albo pochwały; czasem tę lustracją dzielił na dwa albo na trzy dni, a czasem jednego dnia zaczął i skończył wszystko, nie będąc od nikogo muszonym ani nie znajdując potrzeby pracowania więcej nad tyle, ile mu się podobało. Tę lustracją czyniąc siedział na koniu, którego pod nim prowadziło dwóch pajuków, a innych dwóch szło tuż przy hetmanie, trzymając się jedną ręką za strzemiona, a to po części dla większej figury, po części dla utrzymowania konia w powolnym i prostym chodzie, który - żeby wcale nie mógł brykać - był spętany na wszystkie cztery nogi na krzyż łańcuszkami żelaznymi.
Czasem hetman, kiedy jeszcze był rzeźwy, brat na siebie zbroją, czasem zaś, kiedy już był podupadły na sitach, objeżdżał wojsko tylko w mundurze usarskim, z paludamentem na plecy zawieszonym, jaki się opisał pod marszem chorągwi usarskiej.
Przed hetmanem buńczuczny niósł buńczuk, to jest ogon biały koński, także już wyżej w kształcie swoim opisany, na długim drzewcu kształtnie umalowanym wiszący. Buńczuczny tę służbę odbywał na koniu, którego pod nim dla większej reputacji, choć nie z potrzeby, powodowali dwaj janczarowie; za hetmanem tłoczyła się na koniach liczba regimentarzów, generałów, pułkowników etc., a tych wszystkich z buńczucznym i hetmanem opasywała chorągiew janczarska, przygrawając raz po raz wdzięczną, jak niedźwiedziom, kapelą swoją.
Po odbytej lustracji hetman powracał do namiotu swego, przed którym regimentu i chorągwie popisywały się z dzielnością swoją.
Druga przyczyna, czyli koniec ściągania wojska na koło rycerskie, była, żeby pan hetman pokazał pilność w urzędzie swoim; także kiedy chciał zrobić jaką odmianę w musztrze, służbie lub sukni żołnierskiej, co mu łatwiej i z większą satysfakcją przychodziło przez konsultacje na kole, niż gdyby tego dokazywał przez samowładne ordynanse, w narodzie wolnym zawsze przykre.
Najprawdziwszą zaś przyczynę mieli hetmani ściągania koła rycerskiego: pomnożenia sobie względów i aprehensji u króla, gdy te ustawać widziały się ku ich osobom. Od tego albowiem czasu, jak Ledóchowski i po nim Potocki pod pozorem kota rycerskiego zrobili rokosz przeciw królom, jeden przeciw Augustowi II, a drugi przeciw III, wiele razy hetman wielki koronny ściągał koło rycerskie, zawsze dwór zostawał w niepokoju, nadsłuchując z pilnością, jeżeli się co przeciw niemu tym kołem nie toczy, a w takiej znajdując się aprehensji, hetmanowi ile możności podchlebiał, obsypując go faworami swymi.
Nie byli zaś w takiej aprehensji hetmani litewscy, choćby się komosić na króla chcieli, bo mała garsztka wojska litewskiego więcej by uczyniła śmiechu niż strachu. Hetmani także polni w oboim narodzie nie należeli wcale do komendy wojskowej, czyli rządu wojskowego, wyjąwszy te regimentu, które do ich straży i usługi oddzielnie należały. Kalwakata ich nie miała żadnej różnicy od kalwakaty innego jakiego pana, w stanie cywilnym będącego.
W starych dziejach polskich czytamy hetmanów tak polnych, jak wielkich, komenderujących wojskami w czasie wojny; że zaś w pokoju nie było wielkiej pracy około małej armii, przeto komendy nie dzieląc między hetmanów, całkowicie ją jednemu, wielkiemu, oddawano.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|